Tekst zamieszczony poniżej znalazłam na starym laptopie - jest z przed 3 lat, miałam je dodać na starego bloga na onecie, jakiego wtedy prowadziłam... Notka nie jest kompletna, ale dodam ją tak jak się zachowała. Przedstawia moje życie towarzyskie, które juz wtedy było dość skąpe... No.
''Czasami, gdy sobie rozmyślam, dochodzę do wniosku, że jestem zadowolona ze swojego życia towarzyskiego. Ale, gdyby spojrzeć na nie oczami osoby postronnej, to już całkiem inna sprawa... Bo jest beznadziejne. To tak, jakbym nie miała w ogóle tego życia towarzyskiego. Ogranicza się ono do mojej mateczki, psa, Narcyza, mamy Narcyza i od czasu do czasu Kaśki i jej ćpunów. Tyle.
Przeskanujmy to po kolei. Nawiązując do kontaktów z matkami, jestem całkowicie poważna. Z Kaśką i ćpunami również. No ale z Narcyzem bywa różnie. Nie wiem jak określić nasz związek. Jesteśmy przyjaciółmi? Hm... Jesteśmy na swój sposób, ale raczej z przyzwyczajenia, nie emocjonalnie. Tak było zawsze, zawsze razem, niczym brat i siostra, pierdolone bliźniaki które są od siebie uzależnione nawet jeśli mają ochotę od siebie odejść. Nie można tak po prostu przestać żyć razem.
Kiedyś się równie mocno kochalismy, co przyjaźniliśmy. Ale to się zepsuło, chociaż cholera wie czemu wciąż ze sobą trwamy, razem spędzamy dnie, jemy razem, milczymy razem, śpimy w jednym łóżku. Tylko jesteśmy, bez słów, bez uczuć. To takie głupie, ale nie wyobrażam sobie życia bez niego.