25 grudnia 2012

002. Monotonia życia codziennego.

Życie leci, a ja stoję jakby z boku i patrzę jak mija. Wszyscy się zmienili, jednym odpierdala bardziej niż zazwyczaj, drudzy się uspokoili. I jestem jeszcze ja, która wypłakuje sobie nocami oczy, puchnie co ranka od zjebanych przez tabletki nerek, jebie w oczy niebieskimi włosami, miewa niespodziewane flash-back'i zbyt często niż to normalne i jest mentalnie rozwinięta do wieku nastoletniego. I ani chwili dłużej. 
Przechodzą mnie ciary i aż żygać mi się chce, gdy to powraca. Nagle w mojej głowie chuj wie skąd pojawia się myśl inna niż cała reszta. I sobie myślę, o kurwa, nie. Nie, proszę. To złe uczucie, jakkolwiek brzmi. Ale jest chujowe. Przez moment mam wrażenie, że jestem na haju, chociaż nie biorę już od dawna.

2 grudnia 2012

001. Nowe początki.

      Ponoć dorosłam, ustatkowałam się. Znalazłam pracę, przygarnęłam kota, znów zaczęłam czytać książki i słuchać muzyki. Ponoć dorosłam... Niestety, jeszcze nie dojrzałam. Może i ustatkowałam sie, ale wciąż w głowie mi tylko opierdalanie się i dragi. Mama przestała liczyć dni ile na tydzień jestem trzeźwa, twierdzi, że wyszłam z tego okresu, ale ona chuja wie, bo ja ciągle zarkam na skrytkę w szafce. Dawno, oj dawno temu ją otwierałam, ale chociaż faza zeszła, ja wciąż jestem tak samo zjebana i myślę o różnych złych rzeczach. Ale chuj w to, na razie nie biorę, nie nudzi mi się aż tak.
      Narcyz wciąż mieszka na przeciwko, a mi wciąż w majtkach mokro za każdym razem jak o tym myślę. Dzisiaj gdy wyszłam łapać kota akurat stał na schodach i palił fajkę. Gestem dłoni przywołał mnie do siebie, a ja ledwo powstrzymałam się by do niego nie pobiec. Minęły już czasy naszego wspólnego życia. Zerwałam z  dragami i musiałam zerwać też z nim, chociaż to nie była jego wina... To ja zawsze byłam ta zła, on się tylko dostosowywał. Tak czy siak, wątpię byśmy wrócili do tamtego stanu.