25 grudnia 2012

002. Monotonia życia codziennego.

Życie leci, a ja stoję jakby z boku i patrzę jak mija. Wszyscy się zmienili, jednym odpierdala bardziej niż zazwyczaj, drudzy się uspokoili. I jestem jeszcze ja, która wypłakuje sobie nocami oczy, puchnie co ranka od zjebanych przez tabletki nerek, jebie w oczy niebieskimi włosami, miewa niespodziewane flash-back'i zbyt często niż to normalne i jest mentalnie rozwinięta do wieku nastoletniego. I ani chwili dłużej. 
Przechodzą mnie ciary i aż żygać mi się chce, gdy to powraca. Nagle w mojej głowie chuj wie skąd pojawia się myśl inna niż cała reszta. I sobie myślę, o kurwa, nie. Nie, proszę. To złe uczucie, jakkolwiek brzmi. Ale jest chujowe. Przez moment mam wrażenie, że jestem na haju, chociaż nie biorę już od dawna.
Szczery uśmiech Narcyza jest dla mnie największą nagrodą. A nie uśmiecha się często, na dodatek szczerze. Zmienił się i on. Wciągnęła go szara rzeczywistość, stał się wyblakły i tacy sami jak reszta. Może mi się tylko tak wydaje, bo nie mam go na wyciagnięcie ręki jak zawsze, ale jego oczy nie błyszczą jak dawniej, blond kłaki na głowie już się tak nie ukłądają, usta nie rozciagają się w uśmiechu. Wiem, uwielbiam dramatyzować i upiększać rzeczywistość, ale właśnie tak widzę świat. I Narcyza. Nie moja wina, że tak kocham tego idiotę. 
Poprzedniego wieczora byłam u niego w domu. Byłam, jakby to powiedzieć na witaminach które biorę gdy pokusa jest zbyt mocna. A one dobrze stymulują, sycą i są łagodne. Ale faza na nich jest przedziwna.  Niezbyt wyrafinowana i ciekawa czy też fajna, ale jak już wspomniałam, syci. Świat wygląda dziwinie, jakby skurczony. Jakbym ogladała film... Coś podobnego jak na acodinie, tylko że naprawdę jakby się siedziało w kinie. Albo stało z boku i patrzyło...
Mierzyłam go spokojnie wzrokiem a łzy leciały mi ciurkiem po policzkach. Nawet teraz nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego beczałam. A on tylko milczał, jakby był cholernie zmęczony tą całą zabawą. Cholera ale to nie była zabawa, ja się naprawdę leczę, do kurwy nędzy, czemu ludzie nie mogą tego zrozumieć? 
On wiedział, wiedział o tym wszystkim, od mojej chorej miłości i tęsknoty, po dragi i witaminki. Może dlatego pozwolił mi bym się do niego przytuliła. Czułam się wtedy jak dziecko, powróciłam do korzeni i wiedziałam, że tam jest moje miejsce. Nie byłam wystarczająco silna by odejść, pokazałam mu jaka jestem beznadziejna i słaba. Bo taka jestem. 
Trochę mnie to boli. Trochę chciałabym teraz umrzeć. Trochę mam ochotę na witaminki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz