7 grudnia 2014

008. We are born underwater and here we will drown

      Żyję pomalutku. Na tygodniu zapierdalam do pracy, po czym przesypiam resztkę wolnego czasu, by w piątek zajebać ścieżkę z płyty 1975 i się obudzić, po czym wyjebać na imprezę. Wracam do domu w niedzielę wieczorem, zawsze rozjebana, ledwo żywa, nie ważne co się ćpało. W poniedziałek idę do pracy na niesamowitej zwale, ale nikt nigdy nie widzi, że wciąż jestem naćpana, lub że ćpanie ze mnie dopiero schodzi. Dwa pierwsze dni tygodnia są najgorsze, gdy łapią cię zimne dreszcze i pocisz się w ten nieprzyjemny sposób, nawet gdy jest zimno. Płaczesz sobie w poduszkę i nie masz ochoty nic jeść, choć możesz zawsze przypierdolić wiadro lub pięć, bo jedno już cię nie upierdala - a co dopiero mówić o lufie czy joincie. Potem idziesz czytać jakąś gównianą, polską fantastykę słuchając przy tym muzyki godnej najtwardszego hipstera, bo jesteś już tak przepalony, że słuchanie innej muzyki nie sprawia ci przyjemności - jedynie wszystko co inne i pojebane jest interesujące. I nie tylko z muzyką tak jest, lecz ze wszystkim. Palę by zasnąć, nie mam już nawet ochoty grać na kompie czy oglądać filmu. Jestem zbyt zmęczona życiem.

28 lutego 2014

007. I am my end.

      Zupełnie jak seks uspokaja i daje wrażenie kompletności, tak i dragi uspokoiły mnie i uszczęśliwiły. Powróciłam do swojego wcześniejszego życia, wiecznej imprezy, lecz jednocześnie stałam się oazą spokoju dla wszystkich których znam. Przestalam się złościć i stresować, przestałam być nawet wredna i chamska dla przyjaciół, ograniczyłam przeklinanie, z radością spełniam wszystkie swoje obowiązki, chodzę do pracy i pomagam mamie, palenie czy branie jest na drugim miejscu, choć nie zaprzeczę, że ciagle siedzi w mojej głowie. Chyba po raz pierwszy od trzech lat czuję się tak szczęśliwa i pełna życia. Oczywiście, to tylko kolejny krok do uzależniena się już drugi raz, ale staram się o tym nie myśleć.
Wracając do dawnych przyzwyczajeń, wróciłam również do dawnych zasad. Zasad odpowiedzialności, czyli takich, by nie zrobić sobie krzywdy, nie uzależnić się od jednej rzeczy, nie wpaść czy nie zrobić sobie przypału. Jednak nie tłumaczę sobie już dlaczego biorę. Biorę bo lubie, przecież nie mogę powiedzieć, że robię to by spróbować – próbowałam już tego wszytskiego aż za dużo. Nie tłuamczę sobie tego, że to czysta zabawa, że jestem silna i potrafię to ogarnąć, to tylko puste gadanie, słowa którym niegdyś zaufałam i pogrążyły mnie po dłuższym czasie.
      Dlaczego więc zaczęłam? Tak jak większość ćpunów po odwyku, wpadłam znów w to gówno przez starych znajomych którzy nie byli na odwyku, a dalej ćpali. Ja przychodziłam i odchodziłam, i choć sądziłam, że odeszłam już na dobre, wróciłam znowu. A oni przyjęli mnie z otwartymi ramionami. To są dopiero, kurwa jego mać przyjaciele, troszczący się o mnie.

15 lutego 2014

006. Trzy doby.

      Dzisiaj wróciłam do swoich starych przyzwyczajeń. A właściwie to trzy dni temu, ale jak dla mnie i tak wszystko to był jeden wielka impreza. Wiem, że mój powrót do dragów to tylko kolejny krok do samodestrukcji, mam za sobą niemal 3 lata czystości po długim odwyku, ale nie mam zamiaru znowu skakać na głęboką wodę. Nigdy taka z resztą nie byłam, zawsze tłumaczyłam sobie moje umiłowanie do narkotyków chęcią czystej zabawy, w końcu wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Byłam bardzo ostrożna, może i zdarzało się eksperymentować i brać jakieś tabeltki na pałe, nie myśląc jak to może się skończyć, ale nie brałam dużo razy jednego, starałam się nie uzależnić, ale biorąc coś dobrego, musiałam wziąć coś jeszcze lepszego, by zapomnieć o wcześniejszym. Z czasem, a właściwie po kilku dobrych latach życia na ciągłym haju, na poniektóre środki zaczełam się uodparniać, robiłam je więc z przyzwyczajenia, jak choćby palenie. Testowanie nowych dragów przestało znaczyć, bo wszytsko co mogliśmy, już przetestowaliśmy, i nie mowie o typowych narkotykach, były tam również wszelkie leki, na recepte lub bez, dopalacze, szauwie i zioła, kleje, olejki i chuj wie co jeszcze. Używaliśmy wszystkiego co kopało, a ja bawiłam się życiem, mając w dupie wszystko do okoła, balowałam, a co za tym idzie, poznawałam nowych ludzi i zyskiwałam źródła do coraz cięższych towarów. Tłumaczę to sobie próbą zmarnowania czasu, dragi były dla mnie dosłownie jak hobby, jak sport. Jedni grali w zespole, chodzili na siatkówkę, grali na kompach, a ja ćpałam. Oczywiście, potrafiłam funkcjonować normalnie, robiłam sobie przerwy ale i tak wracałam i nakręcałam się jeszcze bardziej. Zjadło mnie to całkowicie i jeszcze wciągnęłam w to ludzi którzy nie zasłużyli na coś takiego, choć naprawdę chcieli, byli tacy jak ja, ale czy to ma znaczenie sporo to ja ich namawiałam na samym początku, a nie oni mnie. W końcu upadłam wystarczająco nisko, by moja matka zaaregowała. Było to zaledwie rok po śmierci mojego ojca. Nie, nie brałam by zadkać pustkę po stracie bliskiej osoby, wrecz przeciwnie. To ojciec był jedyną osobą potrafiącą mnie ogarnąć, powstrzymać od odpierdalania. A potem została tylko matka więc robiłam co chciałam. Byłam tylko gówniarą, zaczęłam od baki gdy miałam 15 lat, zaś na odwyk poszłam w wieku lat 19. Teraz mam 23, równy rok temu wróciłam do palenia trawy, poźniej wykorzystywałam moje leki, zbyt nadgorliwie, trzeba przyznać, lecz nic wiecej, tylko palenie i słabe tabletki. Minął rok z haczykiem od mojego powrotu do żywych, do świata miejskich ćpunów, ale nie brałam z nimi. I w tej oto chwili, po roku obiecywania sobie, że już na zawsze zostanie jedynie przy bace, valium i kilu innych proszkach, a dragi to rozdział zamknięty, jak ostatnia idiotka spotkałam się po jebanych 5 latach ze znajomymi z którymi kiedyś imprezowałam i nawciągałam się fety. Tak po prostu, za dawne lata. I nagle doszłam do wniosku, że chcę tego co było dawniej, chcę moich starych przyjaciół i chcę wiecznej imprezy. Teraz jestem dorosła, mam prace, obowiązki. Wciąż mieszkam z mamą, dbam o nią jak mogę, tak jak ona dbała o mnie gdy było źle. Wciąż mieszkam naprzeciwko Narcyza i wciąż robi mi się ciepło w majtkach za każdym razem gdy widzę jak wychodzi z domu. Wciąż pracuję i zarabiam, tak jak powinnam, wciąż wyżywam się literacko, głównie czytając poważne rzeczy oraz roztrząsając swoje problem emocjonalne w internetach, albo opisując każdą banie i szalone imprezy. I tak nie usprawiedliwia to moich poczynań.