Życie leci, a ja stoję jakby z boku i patrzę jak mija. Wszyscy się zmienili, jednym odpierdala bardziej niż zazwyczaj, drudzy się uspokoili. I jestem jeszcze ja, która wypłakuje sobie nocami oczy, puchnie co ranka od zjebanych przez tabletki nerek, jebie w oczy niebieskimi włosami, miewa niespodziewane flash-back'i zbyt często niż to normalne i jest mentalnie rozwinięta do wieku nastoletniego. I ani chwili dłużej.
Przechodzą mnie ciary i aż żygać mi się chce, gdy to powraca. Nagle w mojej głowie chuj wie skąd pojawia się myśl inna niż cała reszta. I sobie myślę, o kurwa, nie. Nie, proszę. To złe uczucie, jakkolwiek brzmi. Ale jest chujowe. Przez moment mam wrażenie, że jestem na haju, chociaż nie biorę już od dawna.