17 stycznia 2015

009. Życie jak z marzeń

      Boję się. Boję się przyszłości, boję się nawet teraźniejszości. Swą przeszłość kocham nad życie, choć była równie straszna, i też bałabym jej się gdybym nie była tylko głupią gówniarą. Ale przecież nie jestem już dzieckiem od dawna, i zabawa choć tak bardzo kusząca, nie jest już tym samym. Życie bywało weselsze, nasze problemy bywały okropne i trudne do rozwiązania, choć dzisiaj wydają się błahe i głupie. Nie wierzyłam gdy mawiali, że bycie dorosłym jest trudne, bawiło mnie to, miałam grama w staniku, paczkę tanich fajek i świat mógł się walić, a ja wciąż byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Miałam przy sobie Narcyza, był bardzo blisko, najdalej tylko uciekał do domu na przeciwnej ulicy. Ćpał ze mną równo, czasami nawet bardziej, choć zaczął przeze mnie. Żadne z nas od usranego dzieciństwa nie powiedziało, że nigdy w życiu nie weźmie narkotyków bo to gówno, choć nie myślało, że się wydarzy. Miałam zaledwie 14 lat gdy zaczęłam w ogóle myśleć o tym by spróbować. Wtedy już piłam piwo pod blokiem i paliłam fajki, które dostawałam od chłopaków z 3 gimnazjum. Miałam reputacje szalonej laski, którą traktowało się jak kumpla, ponieważ nikomu nie pozwalała na więcej niż przyjaźń. Miałam wielu przyjaciół, kochałam ich wszystkich, otwierałam się przed nimi na tyle, na ile pozwalało mi racjonalne myślenie. Wszyscy inni mnie najzwyczajniej lubili, choć ja ich ani trochę. Zawsze miałam wyjebane, pierdoliłam zasady i robiłam głupie rzeczy, a im się to o dziwo podobało.
      Tak bardzo tęsknię za tym wszystkim. Tęsknie, nie wiem nawet co zrobić, by ponownie pokochać swoje życie. Oczywiście, kocham dragi. Ale w chwilach takich jak te - gdy jestem tak strasznej piździe, na jakiej już dawno nie byłam, po prostu mam dość wszystkiego. Tęsknię za potajemnym jointem w oknie, gdy było już po północy, a wszyscy już spali. Za cichą muzyką jaką wtedy słuchałam, za tym jaka szczęśliwa byłam, gdy go paliłam i jak bardzo mnie upierdolił, a nawet jak bardzo kocham Rybe który był tak wspaniałomyślny, że dał mi sztukę w kredyt. Dzisiaj zamykam drzwi wejściowe na klucz, siadam na ziemi w salonie, przysuwam skitrane za szafką wiadro, nabijam i pale aż mnie upierdoli. Może czwarte lub piąte wywoła na mych ustach uśmiech i pomyśle wtedy, boże, jak ja kocham ten stan. Przy entym buchu, tym ostatnim gdy jestem już wkurwiona, wpakuję do wbicia tyle, że będę się bała to palić, ale zjem to wiadro, położę się obok niego zdyszana jak po jebanym maratonie, i będę tak leżeć może nawet i godzinę, przeżywając najlepszą i najgorszą banie. Przepalenie jest okrutne. Tolerancja na bake rośnie, wraz z nią syf na płucach, otępienie, bezsenność i wszystko inne co bywa wkurwiające gdy często jarasz. Zła jestem, że pozwoliłam dotrzeć tak daleko i upaść tak nisko. Palić cały dzień i dopiero późno w nocy, po wypaleniu kilku gram na łeb, mieć tak, jak kiedyś miałeś po dobrym joincie czy butli.


      Oczywiście, jest cudownie, ale to nie wygląda tak pięknie jak się wydaje. Jestem tylko bezwartościowym ćpunkiem, który leży obok wiadra na podłodze we własnym domu i przeżywa swoje najpiękniejsze chwile.
      Czysty poemat. To chwila jest szczęściem samym w sobie. Gdy dobrze zajebiesz, upadasz na podłogę. Leżysz tam chwilę, bo jest to niesamowicie przyjemne, twoja ciało mrowi, muzyka cię roztapia, unosisz się na chmurce niesiona jej brzmieniem, stapiasz z nią swoje emocje, a gdy się skończy, jest tak zajebiście, że wystarczy się spuścić i iść spać.
      Czasem wbijesz za dużo, możesz się porzygać, ale nim to zrobisz, jebniesz się na ziemie, po czym wstaniesz i zrobisz to jeszcze pięć razy, złapiesz się za głowę, bo nie będziesz mógł złapać oddechu. Tak wiele rzeczy w twojej głowie na raz, nie czujesz się dobrze, nogi ci się uginają, ręce telepią, a po chwili w ogóle nie masz władzy w swoim ciele, i w spazmach myślisz sobie, boże, umrę, to wiadro mnie zabiło, umrę tutaj, obrzygana z popiołem na ubraniach, spocona z wysiłku. Przechodzisz prawdziwe piekło. Nie wiesz co ci jest, nie wiesz gdzie jesteś, ale jest strasznie. Mdlejesz na podłodze, w głowie rozpierdol, wszystko z ciebie uchodzi, świat rozmazuje się i znika a ty wciąż jesteś na granicy omdlenia. Gorąco, słabo, zimno, mokro, niedobrze, brak powietrza. Bierzesz oddech, ale nie możesz go wziąć. Wtedy nie myśli się o niczym. Nie ważne co się dzieje wokół, nie ważne kto na ciebie patrzy. Nie zauważasz takich rzeczy, jesteś tylko ty i wielka bania, która rośnie i rośnie, a ty z nią w panice walczysz i starasz się ogarnąć. Choć to niemożliwe.

  
       W końcu leżąc zmęczony, powoli ci przechodzi, zaczynasz bardziej ogarniać, wiesz, że musisz się uratować, w końcu jesteś w stanie. Szklanka wody jest najlepszym ukojeniem dla zmęczonego gardła które zjadło tyle gorącego dymu. Ale jeśli wciąż masz bardzo grubo, możesz ją za chwilę wyrzygać. Tak wiele pragnień, i ograniczeń, czujesz się jak więzień pierdolonego bucha, który zadaje ci karę za bycie zachłannym. 
      Gdy ci przejdzie totalnie, siedzisz na tej podłodze z poczuciem winy, czując się jak stara, zużyta szmata do mycia, brudna, śmierdząca i przeżarta środkami do czystości. Tak właśnie chujowo. Ale najzabawniejsze jest to, że najpierw sprzątasz bałagan jaki zrobiłeś - jeśli faktycznie było tak grubo, idziesz wziąć długi prysznic, zmywasz z siebie obrzydzenie do siebie ciepłą i pachnącą wodą wypełniasz pustkę jaką masz w głowie po tak grubej bani, i myślisz o tej chwili gdzie faktycznie byłeś przed chwilą przy wiadrze. A potem wychodzisz, idziesz do salonu i bez większego zastanawiania się, siadasz przy wiadrze, żeby zapierdolić jeszcze jedno. Wtedy czuję się jak masochistka. Doprowadzam się do takiego stanu, ale nie mam zamiaru przestać. Bo choć przeżyłam piekło - najgorsze minuty mojego życia, zdające się być wiecznością w katuszach.

     Ale zapale jeszcze jedno, co mi tam. Dam sobie mniej niż ostatnio, bo nie chcę znowu umrzeć, takie idealne wbicie Magdy. I wtedy nie mam nawet wyrzutów sumienia, trwogi za to jak żałosnym bytem jestem. Wszystko co złe znika z momentem, gdy wypuszczam dym z płuc. Jestem na tym etapie, że ostatecznie każda bania jest już dla mnie oświeceniem. Nie ważne co się dzieje, wiadro można zapalić zawsze. A najlepiej więcej, znieczulica na zło dookoła mnie. Najlepiej jest, gdy znów nie chce mi się żyć. Zapale, i zaczynam się uśmiechać, nawet jeśli wszystko się pierdoli. Mogę się śmiać z niczego, czerpać nieziemską radość z słuchania muzyki lub palenia fajki i karmić się kolejnymi buchami. 

      Miałam tego pecha by przeżyć takie wiadro śmierci. Ale miałam szczęście przyjebać je w towarzystwie Ryby i Narcyza. Gdy umierasz po buchu zabójcy, nawet upokorzenie nie ma znaczenia, oni też to kiedyś przeżyli, wiedzą co się z tobą dzieje, robią wszystko by ci pomóc. 
      Wiadra które zwaliły mnie z nóg były faktycznie przejawem niedosytu i mojej głupoty. Tak strasznie jak opisuje, miałam tylko kilka razy, za każdym razem byłam już w strasznym stanie. Nawet kilka razy, choć to najgorsze było ze skrobany - całej smoły zeskrobanej z butli od wiadra, używanego przez dobre kilka miesięcy. Narcyz twierdzi, że takie gówno jakie osadza się na butli po dymie jest zdrowsze niż zwykłe palenie - substancje proste, palenie tego co zostało już raz  spalone i tak dalej - jak dla mnie skrobana jest dobra gdy nie palisz kilka dni i to nie dlatego, by zrobić sobie detoks. Gdy nie musisz tego robić, nie rób tego. Narcyz poniekąd ma racje, ale skrobana jest niczym wyciąganie petów z popielniczki i kręcenie kolejnych szlug. Skrobana jest z esencją z gówna. Gdy pakuje ją już do wiadra, myślę, że muszę czuć się naprawdę chujowo, by się do tego zmusić. Ale i tak daje przyjemność. Gdy bardzo chcesz zapalić, bo nie możesz nawet zasnąć i wszystko cię wkurwia, idziesz skrobać butle z uśmiechem na twarzy. A jest obrzydliwa. Im starsza tym gorsza, przyswojona za pomocą wiadra niemal zabójcza dla początkujących. Bania jest cięższa, intensywniejsza, i w ogóle inna niż po spaleniu zielonego czy haka.

      To było najgorsze wiadro w moim życiu. Rozpaliłam calusieńskie, białe jak mleko wiadro, a gdy przyłożyłam usta do gwintu, poczułam tak obrzydliwy smak, że już myślałam, że puszcze pawia. Zjadłam je prawie całe, pod koniec zakrztusiłam się dymem i od razu poleciałam na plecy na dywan. Zjadło mnie totalnie, gardło łapało powietrze, ale ja ciąż się dusiłam. Jednym słowem byłam w czarnej piździe, moje ciało miało w dupie to co ja każe mu robić. Byłam zdolna jedynie usiąść, by nie zacząć rzygać pod siebie, a Narcyz wiedział już dawno i pobiegł po kolejne wiadro - puste, na obrzydliwie strawioną pizze i resztki mojej dumy. Był tam i mnie przytulił, chociaż rzygałam i byłam morka od potu, zapłakana, zasmarkana. On przeżył to samo miesiąc wcześniej, tylko, że nie było nikogo by mu pomóc. To straszny wstyd gdy ktokolwiek widzi cię w takim stanie, nawet on. Rozumiał zawsze, co czyniło go najważniejszą dla mnie osobą na tym świecie. Rozumiał, nawet gdy po wzięciu prysznica znowu zapaliłam drugie wiadro tej skrobany i znowu się porzygałam. On miał wyjebane, chciał tylko bym czuła się kochana i ważna. Wychodziło mu to zawsze, nie ważne jak grubo mieliśmy i co się odpierdalało. 

      Właśnie o tym zawsze marzyłam. By ciągle palić. Odwyk był męczarnią. Z początku potrafiłam docenić życie bez pizdy, ale wszystko było suche i bez sensu. Zaczęło sprawiać mi problem, było ciężko, nudno, bez śmiechu. Zaczęłam znowu. Znowu jest bania. Odsuwam od siebie myśl o byciu trzeźwą, to przypomina mi, że nie robię nic by wieść normalne życie. Już nie myślę w ogóle o tym co jest źle. Mogę pokrzyczeć na Narcyza, bo zostawił skórkę od banana na stole, albo papierek po czekoladzie, ale wciąż jestem szczęśliwa, ba, nawet go za niego wyrzucę i zrobię kanapki. Nie myślę, że nie mam pieniędzy, że moja mama jest chora, że nie mam za co zapłacić czynsz za mieszkanie, które swoją drogą wygląda jak melina, nawet gdy posprzątam na błysk, że mój chłopak zaczął ćpać przeze mnie i straciłam całe życie odpychając go od siebie i pokochać po 23 latach, gdy stoczył się niżej niż ja kiedykolwiek. Że mój chłopak jest dilerem który sprzedaje palenie, speeda i dropsy, że szuka go kilka osób, że jest im winien w chuj hajsu i że nie potrafi się im spłacić, bo bierze w kredyt chuj towaru by sprzedać i spłacić się innym, i tego nie robi. 

      Piszę i piszę, i gryzę się po dupie, że wciąż chcę napisać jeszcze więcej, że zapominam do czego dążę w tym wszystkim, że opisuje tak głupie rzeczy, jak istota jarania, chujową skrobanę i jak bardzo nią gardzę, jednocześnie paląc ją, gdyż muszę poczuć cokolwiek co zmieni otaczająca mnie rzeczywistość lub mój światopogląd. Mogłabym gadać bez końca. Kocham to, bo poznałam to już całkowicie. Rozciąganie uczuć i znajdywanie detali pozwala dostrzec to co wyjątkowe. Mogę dalej kochać to co robię.
      Wpatruję się w ten ekran i literki od kilku godzin, robiąc przerwy na bongo, krechę - którą robił Złoty, więc to była tak zwana Gruba Kurwa, i na poważne rozmowy z bratem mojego chłopaka który swoja drogą jest człowiekiem tak skomplikowanym (żeby nie mówić, że ma najebane), że gdybym nie była naćpana, rozmowa ta nie doszłaby do skutku. Był ostatnią osobą z którą mogłabym gadać na takie tematy, tak szczerze, i to w takim miejscu jak chat w lolu. Nie spodziewałam się, że pomagając mu, ulżyłam i sobie.

      Boję się, bo jest źle. Tak źle, że po prostu nie mogę robić nic innego, jak płakać w poduszkę. A to, że kupiłam dzisiaj dobre 3 gramy fety sprawia, że przede mną długa i pracowita noc. Żyję w smutku od długiego czasu, boli mnie wiele rzeczy. Za to wszystko mogę obwiniać jedynie siebie, bo za dużo myślę i za dużo się przejmuję, stwarzam sobie problemy, jestem nieszczęśliwa tak bardzo, że nie mogę nawet udawać, że jest okej. Nie wiem jak jestem w stanie sobie pomóc. Myślałam, że miłość mi pomoże, i w sumie bardzo pomogła, ale nie na to co akurat trzeba. 

9 komentarzy:

  1. PRZEPRASZAM ZA SPAM!
    Każdy z nas boryka się z jakimiś problemami,
    większymi, bądź mniejszymi....
    Tak samo jak Dems, ja również przeżyłam 'małe piekło'.
    Dlaczego małe?
    Ponieważ było o wiele mniejsze niż piekło mojej idolki,
    mimo że już to było nadal walczę o samą siebie, codziennie....
    Chyba codziennie mam ochotę się poddać, zatracić się w smutku....
    Ale tak samo jak Demi walczę.
    Ponieważ uważam że całe nasze życie to pewnego rodzaju walka, z naszym złym 'ja',
    naszymi smutkami, naszą depresją....

    http://bloglovatics-and-aboutlovatodemi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. kilka gram na łeb w jeden dzień? to niezłe wałki musi ci twój dil wstawiać :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. stwarzanie sobie (często nieistniejących problemów) leży w naszej naturze. bo się nudzimy. i szukamy rozwiązań różnej natury... Ty "kolorowe proszki" ja zaś oddawałam swoje ciało kiedyś żyletce. na "odwyku" jestem od dwóch, może trzech lat. cały czas tęsknię za kolorem krwi, za ostrą stalą...

    wiesz, zajebiście mocno dotknął mnie Twój post. pokazujesz ćpanie od strony ćpuna. bo na co dzień widzi się lub słyszy ćpanie od nie-ćpuna. ludzie gówno wiedzą, a zawsze wtedy mają najwięcej do powiedzenia.
    nie wie jak u Ciebie z alkoholem, ale na takie dni jak ten to zapraszam do mnie na "małe" alkoholizowanie się. albo i nie tylko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem co to znaczy oddawać się żyletce, bliska mi osoba przez długi czas borykała się z takimi problemami. Pomagałam jej z tego wyjść i poznałam to na tyle, że czasami sama miałam ochotę spróbować... Ale to tylko odciąganie się od rzeczywistości i wcale nie pomaga. Ludzie są strasznie słabi, ale sama dobrze wiesz, że czasami trzeba powiedzieć nie... ;) Trzy lata na odwyku to bardzo długo. Wyobrażam sobie, że musi Ci być ciężko, skoro wciąż pamiętasz i tęsknisz.
      Bardzo doceniam, że mnie rozumiesz, zwłaszcza, że też Cię rozumiem. To takie głupie, ale zawsze muszę się naćpać i wylać smutki tutaj, nawet jeśli nikt ich nie przeczyta. Jesteś jedną z pierwszych osób które wiedzą, że to bardziej smutek niż zabawa... Dlatego czuję straszną satysfakcję, że ktoś w ogóle to przeczytał i nie puknął się w głowę. Przynajmniej wiem, że już całkiem mi nie odjebało...

      Lubię pić alkohol, a nawet bardzo, choć wolę zajarać. Palenie jest dla mnie przymusem, więc zamiast w piątek kupić wódkę, kupię co innego, ale nie widzę nic złego w pójściu do kogoś i najebaniu się :D To nawet sprawia, że czuję się bardziej ludzka i normalna. Smutne, że ludzie nie widzą, że to dokładnie to samo co ćpanie.

      Usuń
    2. No i właśnie przez takich gówniarzy, którzy mówią że są uzależnieni od palenia marihuany, możemy nie dożyć legalizacji w tym kraju.

      Usuń
    3. Jeśli chodzi ci o mnie, Anonimie, to szczerze powiedziawszy, żyję na marginesie społecznym. Ćpam sama dla siebie, bez wiedzy innych i nie robię absolutnie nic przeciw legalizacji. Moje problemy są moimi problemami, a to, że dzielę się nimi anonimowo w internecie nie znaczy, że robię to w realu.

      Usuń
    4. na świecie zawsze znajdzie się ktoś, kto w pewnym stopniu choć trochę zrozumie lub będzie w pewnym stopniu podobny. szkoda tylko, że takie osoby często spotyka się w nierealnym świecie. ;) no bo dobrze by było od czasu do czasu w rzeczywistości porozmawiać lub się napierdolić. :P słowa nie odzwierciedlają w pełni życia i pojedynczego jego znaczenia danej jednostki.

      no bo tak w sumie to... nasze uzależnienia to biorą się ze smutku. tak tłumaczymy tylko sobie, że to ciekawość jak to smakuje albo czym to się je. takie usprawiedliwianie samego siebie lub szukanie wymówki. alkohol, ćpanie, samookaleczanie się - to wszystko to są takie same uzależnienia. każde z nich ma jakiś negatywny wpływ na nasz organizm. jednak mimo wszystko, pozwala choć na moment zapomnieć, unieść się ponad rzeczywistość i udawać, że wszystko jest w porządku.

      a niby dlaczego miałoby Ci odjebać? gdzieś tam chyba jeszcze trafiają się ludzie tacy jak ja, którzy grzebią pod stereotypami, a nie płynął jednym nurtem z masą, rzeszą ludzi, którzy nie chcą znać prawdy. może jest to dla nich zbyt ciężkie? lub w ogóle nie interesuje, bo powierzchowność jest łatwiejsza? no, ale skoro ja lubię się grzebać w różnym gównie tworzonym przez nas samych to znaczy, że jakieś jednostki jeszcze muszą być. :P

      mi by się przydało takie najebanie... :D tylko brak czasu i okazji. a skąd wiesz, że nie jesteś normalna? może Ty akurat jesteś, tylko reszta świata nie?
      no, niestety. ludzki rozum jest ograniczony w większości przypadkach - nic na to nie poradzisz.

      i dobra odpowiedź dla anonima! tak samo ludzie mówią, że cięcie się to zwrócenie na siebie uwagi. gówno prawda, bo w większości przypadkach jest to ucieczka a późniejsze uzależnienie, a nawet przyjemność, tak samo jak ćpanie czy alkoholizowanie się. niestety, pojedyncze jednostki lub grupki typu "dzieci emo" lub dzisiejsza gimbaza robi to, ponieważ uważa za modne lub styl bycia. przykre.

      Usuń
  4. 47 yrs old Graphic Designer Nikolas Matessian, hailing from Keswick enjoys watching movies like Princess and the Pony and Surfing. Took a trip to Major Town Houses of the Architect Victor Horta (Brussels) and drives a Bentley Litre Le Mans Sports 'Bobtail'. inny

    OdpowiedzUsuń